Mariusz Hermansdorfer

Konrad Jarodzki

Po raz pierwszy pisałem o twórczości Konrada Jarodzkiego w roku 1967, po raz drugi w 1969. Oba teksty towarzyszyły jego wystawom indywidualnym, z tym że jeden dotyczył pokazu retrospektywnego, drugi natomiast był związany z prezentacją kilkudziesięciu rysunków. Pierwsza z tych ekspozycji zamykała pięcioletni okres działalności artysty, następna otwierała zupełnie nowy etap. W tym czasie powstało kilka obrazów o cechach zbliżonych do początkowej fazy twórczości, ale nie było wśród nich żadnego, który zapowiadałby inną problematykę. Wspomniane rysunki zrobił bowiem Jarodzki w ciągu kilku tygodni i natychmiast zdecydował się na ich pokazanie. Stanowiły one diametralne przeciwieństwo tego wszystkiego, nad czym artysta dotychczas pracował. Kiedy przedtem wychodził on z formy zwartej i rozbijał ją od wewnątrz na coraz mniejsze elementy aż do ich zupełnego zatracenia w neutralnej powierzchni płótna, to w drugim etapie twórczości niszczył mięsiste, strukturalne kształty od strony zewnętrznej. Końcowe efekty pierwszego i drugiego sposobu działania mogły być jednak podobne, dlatego też ówczesna decyzja Jarodzkiego wydawała się świadczyć o zamiarze przekreślenia siedmioletnich osiągnięć i powrocie do punktu wyjścia.

Od tego czasu minęły dalsze dwa lata i to, co można było dawniej odczytać jako posunięcie wyjątkowe, okazało się świadomie przyjętą metodą postępowania. Jarodzki bowiem znowu dokonał nieoczekiwanej wolty i zrobił to w bardzo podobny sposób. Przez cały ten okres wykonał niewiele obrazów kontynuujących przyjęty sposób interpretacji plastycznej, a ostatnio – w bardzo krótkim czasie – zmienił nagle styl działania. Tym razem odrzucił podstawową zasadę swoich kompozycji – kontrast między materią a przestrzenią. Zasada ta nie tylko determinowała układ form na płótnach artysty, ale więcej – decydowała o naczelnej idei drugiej fazy jego twórczości. Rejestrował w niej bowiem Jarodzki różne stadia konfliktu między wspomnianymi elementami, badał ich wzajemne relacje, szukał granicy między tym, co sprawdzalne, a tym, co niewymierne.

Teraz zlikwidował całkowicie ten podział. Materia i przestrzeń, kształt strukturalny i jego otoczenie zespoliły się ze sobą. Stało się to w wyniku kompromisu, w którym jeden i drugi element stracił część właściwości. Forma organiczna pozbyła się grubej faktury, w konsekwencji czego jej wielowarstwowa budowa ustąpiła miejsca cienkiej powłoce tkanek. Świetlista pustka zmieniła się natomiast w obszar złożony z wielu mikroorganizmów. W niektórych pracach można jeszcze określić dawną granicę, ale w większości jest to niemożliwe.

Symbioza ta spowodowała większą przestrzenność kompozycji. W rysunkach jest to przestrzeń linearna zbudowana z wielu horyzontalnie ułożonych kresek, w obrazach olejnych tworzą ją laserunki malarskie. W tych ostatnich realizacjach forma organiczna została przedstawiona w ruchu, w momencie przemiany, w chwili gdy rozszerza się i przenika w głąb niewymiernego obszaru. Kierunek jej ekspansji jest sprecyzowany – biegnie do centrum kompozycji lub przecina ją wzdłuż linii diagonalnej. Niezaznaczony jest natomiast początek tego procesu ani jego zakończenie. Wszystko to dzieje się bowiem w tym samym co przedtem surrealistycznym świecie, w którym obserwujemy skutek, nie znając jego przyczyny.

Ta artystyczna właściwość kompozycji Konrada Jarodzkiego powstała w efekcie zupełnie przeciwnej metody działania. Wbrew klasycznym założeniom nadrealizmu nigdy nie poddał się on wpływowi przypadku. Przeciwnie. Wspomniane etapy jego twórczości, długie przerwy poprzedzające tygodnie intensywnej pracy są wynikiem postępowania konsekwentnego i zaplanowanego. Przyjmując określony sposób interpretacji, artysta kontynuuje go aż do momentu, kiedy znajdzie się w punkcie zerowym. Każde następne posunięcie w tym samym kierunku grozi autoplagiatem. Następuje wówczas okres pozbawiony realizacji plastycznych, czas przemyśleń i refleksji o bardziej ważkim znaczeniu od samego procesu manualnego. Potem rozpoczyna się następny etap, który – jak dotychczas – jest idealnym odwróceniem sytuacji poprzedniej. Jarodzki postępuje więc tak, jakby chciał sprawdzić, czy operując tymi samymi elementami, można w zmienionych warunkach otrzymać poprzedni efekt. Wie, że droga, którą przejdzie, będzie diametralnie inna, ale dlatego jest nią zafascynowany. Ostatecznie przecież obraca się wciąż w kręgu spraw kardynalnych, które wymagają wielostronnej analizy.

Wystawa prac Konrada Jarodzkiego, Klub Politechniki Wrocławskiej, wrzesień–październik 1971.

ŹRÓDŁO:

Tekst pierwotnie opublikowany w miesięczniku „Odra” 1971, nr 9, s. 121, 122.

Dzięki uprzejmości Ośrodka Kultury i Sztuki we Wrocławiu