Mariusz Hermansdorfer
Konrad Jarodzki
W roku 1963 Konrad Jarodzki wybiera pierwszy motyw swoich prac i precyzuje jego formę plastyczną.
Motywem jest wizerunek głowy, formą – graficzne płaszczyzny o jednorodnej barwie lub barwach przeciwstawnych. Na neutralnej powierzchni płótna tworzą one prostą konstrukcję z przewagą pionów i poziomów. Rytmiczny układ ożywiają czasem linie krzywe, które dzielą większe pola na szereg części. W ten sposób forma głowy zostaje sprowadzona do malarskiego ideogramu. W latach 1963–1964 występuje on na obrazach artysty w postaci zgeometryzowanej. Jego kontury są podobne we wszystkich kompozycjach – wąskie, lekko cieniowane, o barwie kontrastującej z powierzchnią płótna. Potem artysta wprowadza pogrubioną fakturę, stosuje grę świateł i cieni, rozszerza małe płaszczyzny na cały obraz. Miejsce prostokątów zajmują nieregularne kształty o szerokich, po malarsku opracowanych zarysach.
Nowy rodzaj transpozycji zbliża obrazy Jarodzkiego do sztuki organicznej. Artystę zajmuje teraz problem rozpadu, zaniku i destrukcji formy. W kompozycjach odbywa się stały ruch. Pękają silne konstrukcje, a ich części składowe łączą się w nowe układy. Kształty są płynne. Dotychczasowe ciemne tonacje płócien ustępują bielom, szarościom, zgaszonym zieleniom.
Około roku 1969 Jarodzki doprowadza proces rozdrabniania form do momentu krytycznego. Znikają one z pola widzenia, a zostaje tylko neutralna płaszczyzna płótna. Artysta wraca wówczas do formy zwartej, którą ponownie rozbija. Przemiany te są zaprzeczeniem poprzedniego procesu. Przedtem rozpad materii był wynikiem reakcji organicznej, następował w środku kształtu i stamtąd wychodził na powierzchnię. Teraz odwrotnie. Biologiczna tkanka niszczona jest z zewnątrz, wchłaniana przez przestrzeń, która zyskuje aspekt surrealistyczny. Zanik formy przebiega na ogromnym obszarze, w pustce przesyconej światłem, gdzie nie ma żadnych punktów oparcia. Są tylko dwie przeciwstawne siły – materia i przestrzeń; to, co sprawdzalne, i to, co niewymierne.
Przechodzenie fragmentów ciała organicznego w nicość odbywa się systematycznie i nie pozostawia żadnych śladów. Kształt traci poszczególne części, obnaża strukturę wnętrza, łączy się z próżnią kilkunastoma odnogami. Pokazywany jest w różnych planach, w zbliżeniu, kiedy tworzy nieregularną mięsistą bryłę. Po pewnym czasie zniszczone miejsca wypełniają się nowymi komórkami, rozrastają wzdłuż i wszerz, zlewają z głównym organizmem. W trakcie tej metamorfozy powstaje inny układ form, który znowu poddawany jest działaniu destruktywnemu. Jedna reakcja wywołuje więc natychmiast drugą.
Proces ten powtarza się wielokrotnie, aż do momentu, kiedy w roku 1971 artysta zmienia nagle koncepcję. Odrzuca wówczas podstawową zasadę swoich kompozycji – kontrast między materią a przestrzenią. Zagłębia się teraz w ogromny obszar, tak jakby przenikał do wnętrza jakiegoś organizmu, do labiryntu powłok, kanałów, gigantycznych naczyń. To, co dotychczas było świetlistą pustką, zmienia się w sprężystą tkankę, rośnie, pęcznieje, tworzy kolejne kształty.
Artysta podejmuje w tych pracach problem, który kilka lat wcześniej, w roku 1967, zainspirował Henryka Morela i Piotra Perepłysia do realizowania na Sympozjum Złotego Grona w Zielonej Górze Przestrzeni o wieloznacznej percepcji. Kiedy jednak oni zbudowali konkretne wnętrze, environment z płótna, gumowych opon i wielobarwnych świateł, Jarodzki uzyskuje podobne efekty w sposób iluzyjny. Wielowarstwowe laserunki, gradacje świateł i cieni tworzą złudzenie przestrzenne. To, co tam było rzeczywiste, u niego odbywa się w sposób umowny. Realizacja jest jednak tak przekonująca, że patrząc, czujemy śliskość powierzchni, napięcie powłok, energię skumulowaną w kształtach.
W latach siedemdziesiątych artysta preferuje zimne tonacje kolorystyczne. Szarości, błękity, biele nadają jego obrazom tajemniczy, czasem groźny wyraz. Formy kierują się do centrum kompozycji lub przecinają ją wzdłuż linii diagonalnej. Nie mają początku ani końca. Są w przestrzeni i są przestrzenią, która nie skonkretyzowała jeszcze swego charakteru, nie została nazwana, określona.
Z końcem dekady Jarodzki wzbogaca koloryt. Coraz częściej stosuje barwy ciepłe, czerwienie, róże, nasycone brązy, żółcie. Ogranicza lub eliminuje zupełnie tło, nie kieruje już kształtów w głąb obrazu – wypiętrza formy w stronę widza. Intensywne kolory nadają im coraz bardziej zmysłowy charakter. Sztuka artysty osiąga wówczas pełnię. Linie na jego obrazach wiją się w łagodnych splotach, tonacja barw jest nasycona, światła i cienie zrównoważone. Prace są spokojne, radosne – takie, jakie malują artyści, którzy po latach poszukiwań osiągają harmonię wewnętrzną.
ŹRÓDŁO:
Tekst pierwotnie opublikowany w: Mariusz Hermansdorfer, Artyści Wrocławia 1945–1970, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, s. 74, 75.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Publicat